fbpx Fotografia ślubna Szczecin

Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie

pałac bursztynowy w strzekęcinie, wesele w pałacu, wesele w pałacu bursztynowym

Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie

Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie to miejsce, które odwiedzałem już wielokrotnie. To bardzo malownicze miejsce położone w pobliżu Koszalina. Niewątpliwym atutem pałacu są jego wnętrza, które tworzą idealną przestrzeń na elegancką ceremonię i przyjęcie. Przyjęcia weselne w pałacach zawsze mają swój niepowtarzalny klimat. Zazwyczaj odbywają się w kilku salach, z czego część przeznaczona jest do biesiadowania, a część do tańca. Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie oferuję bardzo przestronną salę w holu głównym w której odbywała się taneczna część przyjęcia weselnego. Antresola wokół tej przestrzeni pozwala na wykonywanie ujęć z góry, co zawsze niezmiennie mnie cieszy.

Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie to także roztaczający się wokoło ogród. Przy odrobinie dobrej pogody można z powodzeniem wykorzystać go, jako fotograficzny plener ślubny.

Ślub zimą w Polsce

Większość ślubów i wesel w Polsce odbywa się w miesiącach letnich z dodatkiem później wiosny i wczesnej jesieni. Tak mówią statystyki i to samo mówi mój kalendarz, który „czerwonymi kółkami” świeci najmocniej od maja do września.

Po mimo to (co bardzo mnie cieszy) coraz częściej fotografuję śluby, które odbywają się w środku zimy. Dużym atutem organizacji ślubów zimą jest łatwy dostęp do ciekawych miejsc i usługodawców, ponieważ branża ślubna jest najmocniej oblegana w cieplejszej połowie roku. Prawdopodobnie łatwiej też o bazę noclegową, o ile taka jest potrzebna. Z drugiej strony, odstraszać mogą trudne warunki atmosferyczne i krótki dzień. Jednak tak naprawdę, w trakcie dnia ślubu prawie wszystko dzieje się we wnętrzach. W związku z tym ani aura, ani ilość światła nie mają zbyt dużego znaczenia. Więc jeśli rozpatrujecie ślub w środku zimy, gorąco Was do tego zachęcam : )

Ślub Magdy i Roberta

Uwielbiam śluby, które biegną własnym, powolnym i bezstresowym rytmem. Niewątpliwie ślub i przyjęcie Magdy i Roberta były takim wydarzeniem. Przez cały czas trwania imprezy nikt się nigdzie nie śpieszył, nikt niczym się nie stresował i wszystko odbywało się w przyjemnie leniwym rytmie. Było tam dużo ciepłych emocji, dużo przyjacielskich relacji, strasznie dużo uśmiechów, rozmów i tańców. A chłodna, zimowa aura, która panowała w lutym, została całkowicie zrekompensowana gorącą atmosferą i mocną zabawą w Pałacu Bursztynowym w Strzekęcinie.

Ślub polsko – szkocki

Tradycyjny kilt Roberta szybko i bezbłędnie zdradza jego szkockie pochodzenie. Bardzo lubię śluby, w których spotykają się dwie różne narodowości, ponieważ zawsze czuję się zaskakiwany na takich uroczystościach. Jeden z takich reportaży możecie zobaczyć TUTAJ. Wszyscy mają swoje tradycje i swój sposób celebracji ważnych wydarzeń, więc zawsze jest szansa na to, że poznam coś zupełnie dla mnie nowego. Zresztą Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie , to miejsce w którym kilkukrotnie już miałem okazje fotografować śluby międzynarodowe.

Jeżeli będziecie poszukiwali więcej informacji na temat samego pałacu znajdziecie je tutaj: Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie

Serdecznie zapraszam

Historia prawdziwa – czyli jak zacząłem wesele w Pałacu Bursztynowym w Strzekęcinie – z przymrużeniem oka

Mój drobny Fuckup na weselu zaczął się od wielkiej miłości. Miłości do Kredensu, Cegły, czy jakby inaczej nie nazwać, Volvo 940. Miłości szczerej, bezwarunkowej i prawdopodobnie platonicznej. Nie spodziewałem się, że to uczucie zostanie wystawione na tak wielką próbę.

Zanim na dobre rozpoczęła się impreza w Pałacu Bursztynowym w Strzekęcinie obyła się ceremonia w Białogardzie. Zaraz po jej zakończeniu robię kilka zdjęć i lecę do mojego rydwanu zaparkowanego w pobliżu. Siadam na najwygodniejszym siedzeniu kierowcy na świecie, przekręcam kluczyk do połowy i z głośników wybuchają głośnie dźwięki ACDC (zawsze mnie to pozytywnie nastraja). Następny klik w stacyjce i nagle moje ACDC zostaje zagłuszone. Harlejowcy pomyślałem. Wbijam się między auta gości i powoli ruszam w korowodzie. Solówkę w „Baating around the bush” Zagłusza potężny ryk silnika.

Wtedy olśnienie… jest zima… nikt nie jeździ na harlejach… drżącą stopą dodałem gazu. Spod mojego podwozia wydobyły się dźwięki nalotów dywanowych, a oczy wszystkich ludzi dookoła skupiły się na mnie, nie pozostawią najmniejszych wątpliwości co do źródła przeraźliwego ryku. Wewnętrzna walka, którą odbyłem była zbyt epicka, na mój skromny zasób słów, dlatego napiszę tylko, że jej wynikiem była decyzja, że jadę dalej. Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie oddalony jest zaledwie o 20 km więc, na niskich obrotach- jakoś dotrę na wesele.

To było 20 kilometrów męki. W promieniach zachodzącego słońca (tak, miałem to szczęście widzieć słońce zimą), widziałem dokładnie twarz kierowcy w lusterku samochodu przede mną. Oczy pełne przerażenia zerkały ukradkiem na źródło dudnienia. Goście za mną byli z kolei bardzo rozbawieni sytuacją i dawali mi znaki – chooo chooo – bezpośrednio utożsamiające mnie z maszynistą parowozu. Jechałem więc w tej paradzie wstydu i żenady nie myśląc nawet o tym, żeby kogokolwiek wyprzedzić. Wzrost obrotów powyżej 2 tysięcy przywodził na myśl start rakiety Apollo 13 – dźwięk może i ładny, ale zwiastujący spektakularną katastrofę. Dodatkowo istniało zagrożenie, że to co pękło zerwie się przy większych obrotach i będę ciągnął to po asfalcie tworząc za sobą fontannę iskier – myśl o tyle śmieszna, co przerażająca.

I nagle ku mojemu zaskoczeniu „doleciał mnie pomruk aprobaty z oddali”, głośniejszy nawet niż mój Red Block pozbawiony tłumienia. Wiedziony tym głosem spojrzałem ku linii horyzontu. Trzy postacie stojące dumnie przy Passacie ozdobionym wszystkim co można znaleźć na Ali Express pod hasłem „tani tjuning”, spoglądały na mnie przez podniesione powyżej linii oczy przeciwsłoneczne rejbany. Uwierzcie, lub nie, ale w tamtym momencie łzy zakręciły mi się i poleciały po policzkach. Wzruszyłem się na myśl o nitce porozumienia, która sprawiła, ze poczułem się jak swój wśród obcych. Nitka ta jednak pękła za dwa kiwnięcia ogonem.

Chłopcy szybko dostrzegli, że mój kredens nie posiada żadnych spojlerów, LEDów, ani nawet nakrętek na wentyle w kształcie czaszek, a kierowca to zwykły lamus bez pasków na koszuli, złotego łańcucha i bez Husarii wytatuowanej na przedramieniu. Widziałem jak ich pełne uznania i szacunku twarze wyrzeźbione zachodzącym słońcem zmieniają się i uzbrajają w pogardę i szyderczy uśmiech. Moje trzy sekundy chwały właśnie minęły, o czym boleśnie i ogłuszająco przypomniała potrzeba dodania gazu.

Z jednej strony zawiodłem się na tubylcach spod passata. Z drugiej jednak byłem wdzięczny, że tylko mnie wyśmiali. Mogli przecież wsiąść w swój święcący pojazd i gonić mnie, rzucać we mnie jabłkami (to był rok klęski urodzaju tego pysznego owocu), i głośni krzyczeć – DEBIL !!!

Musieliby krzyczeć głośno, żeby zagłuszyć łoskot, wydobywający się spod mojego podwozia. Po najdłuższych 20 kilometrach mojego życia Ujrzałem Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie. Był to widok piękny (Żeby nie było Pałac Bursztynowy w Strzekęcinie zawsze jest piękny, ale wtedy był piękniejszy) Unikałem wzroku gości, którzy jechali blisko mnie, do póki nie wypili kilku kolejek. Problemem nie był już nawet wstyd, tylko 120 km, które czekały mnie w drodze powrotnej do domu …..

Zobacz także

Komentarze

Dodaj komentarz

Do góry